numer 010
grudzień 2021
4

Błądząc po drugiej stronie lustra

"Bo widzisz, TUTAJ musisz biec tak szybko, jak tylko potrafisz, żeby zostać w tym samym miejscu. A jak chcesz dostać się w inne miejsce, musisz biec dwa razy szybciej"...

~ Levis Carroll

"Po drugiej stronie lustra i co tam Alicja znalazła"

Są pierwsze dni grudnia. Dla wielu studentów naszej uczelni czas ten niewiele różni się od pozostałych miesięcy w roku. Jednak w przypadku pierwszaków, sprawa ta wygląda zupełnie inaczej. Minął pierwszy entuzjazm, wyrzut adrenaliny powoli dobiega końca. Przyszła szara rzeczywistość, tak ciemna i mroczna jak noc, która coraz prędzej pojawia się za oknem. Nawał materiału do opanowania coraz ciężej i ciężej przygniata biednego nieszczęśnika, a w pamięci brakuje miejsca na nowe nazwy i kilometrowe formułki. Nie tak to przecież miało wyglądać...
Idealne zestaw do nauki z Instagrama: książka, staranne notatki, kolorowe zakreślacze
Idealny zestaw do nauki z Instagrama

Na początek wróćmy do momentu, kiedy to wszystko się zaczęło. Liceum. Klasa maturalna. Ostatnia prosta przed egzaminem dojrzałości, od którego wyniku będzie zależała cała twoja przyszłość. W głębi serca marzysz, aby iść na medycynę, fascynuje cię ten świat, którego pragniesz być częścią. Pomiędzy wertowaniem stron podręcznika a rozwiązywaniem kolejnych arkuszy maturalnych, przeglądasz leniwie medyczne studygramy. Tęsknym wzrokiem patrzysz na kolorowe notatki studentów medycyny, porozkładane na białym biurku. Obok obowiązkowo leżą pastelowe zakreślacze, a w rogu stoi kubek z niedopitą kawą. W ten sposób budujesz sobie obraz, jak wygląda studiowanie medycyny. Zdajesz sobie sprawę, że jest to ciężki kierunek, jednak sielankowy fałsz instagramu sprawia, że nie do końca dociera do ciebie powaga sytuacji. 

Idąc tym tropem, entuzjastycznie przygotowujesz się na powitanie nowego - pierwszego dla ciebie - roku akademickiego. Marzenie się spełniło, oficjalnie jesteś studentem medycyny. Spora wyprawka, składająca się z fartuchów, książek, histologicznych kredek, dumnie czeka na pierwsze dni zajęć. Pastelowe zakreślacze już rwą się do zaciekłego podkreślania najważniejszych informacji, a kawa niemal sama parzy się, witając popołudnia sumiennej nauki. W tym momencie następuje uderzenie klapsa na planie filmowym. Oczekiwany przez ciebie kadr okazuje się nie być uroczą bajką, lecz wiecznie trzymającym w napięciu thrillerem. Każdy dzień na uczelni pokazuje, jak dalekie od prawdy było twoje wyobrażenie o studiowaniu. Ilość materiału, jaki należy opanować na zajęcia jest niewiarygodnie ogromny. Momentami ciężko jest z dnia na dzień przeczytać całe zagadnienie, a co dopiero się go nauczyć. 100 stron na kolejne ćwiczenia? Normalka. Wejściówka z materiału, którego jeszcze nie miałeś? Standard. W liceum płakało się nad kartkówką z trzech poprzednich tematów, których zakres obejmował z 30 stron a nauczycielka tysiąc razy przewałkowała najważniejsze podpunkty...

Brutalnie rzeczywisty zestaw do nauki...: sterta książek, brudny talerz po jedzeniu, puste puszki po energetykach i po kawie
Brutalnie rzeczywisty zestaw do nauki...

Dni mijają. Starasz się dopasować do zawrotnego tempa, jakie narzuca studiowanie. W pośpiechu notujesz, co ważniejsze informacje z książki, mając nadzieję, że to wystarczy. Nie ma czasu na kolorowe notatki, zwieńczone pięknymi nagłówkami. Kolejna niespodzianka. W twoim wynajmowanym mieszkaniu czy akademiku nie ma białego stolika tylko zwykłe drewniane biurko - nie ma więc szans na idealne instagramowe zdjęcie. Z czasem coraz więcej aspektów zdaje się odbiegać od twojej perfekcyjnej wizji. Pojawiają się pierwsze wejściówki, zaliczenia i kolokwia. Zdajesz? Super. Oby tak dalej. A co jeśli nadejdzie ten moment i na twojej karcie odpowiedzi pojawi się dorodna dwója? Przecież tak bardzo pracowałeś i się starałeś. Tyle było nauki, odmawiania przyjemności, zarwanych godzin snu. Kalkulacji czy lepiej siedzieć do późna czy wstać wcześniej i się pouczyć. Zaczynasz się zastanawiać, dlaczego innym się udało, a tobie nie. Przecież w szkole miałeś najwyższe wyniki, jechałeś na samych piątkach. Niby tak. Ale tu na medycynie, wszyscy byli najlepsi w szkole. Wszyscy byli w czołówce i wszyscy jechali na piątkach.

W końcu akceptujesz fakt, że czeka cię poprawka. Tylko, że tu pojawia się kolejny problem. Trzeba się do niej dobrze nauczyć, oczywiste. Ale rok akademicki nie stanął w miejscu. Na zajęcia musisz opanować nowe porcje materiału, przed tobą kolejna wejściówka, kolejna odpowiedź przed asystentem. Jak pogodzić jedno z drugim? Które wybrać? Odpuścić obecne zajęcia i przycisnąć do poprawki, żeby w końcu mieć z głowy ten moduł? No ale wtedy narobisz sobie tyłów już na starcie nowego układu. Błędne koła zamyka się, a ty nijak nie możesz z niego uciec...

Powyższy fragment zakłada jeden z gorszych scenariuszy, jakiego może doświadczyć nieobeznany pierwszoroczny. Dla niektórych, już mocno wprawionych studentów, opis ten może wydawać się nierealny. Może byli w tej elicie elit? Może nie mieli nakręcających się znajomych, dla których strata każdego punktu była równoznaczna z katastrofą na miarę stulecia i słuchając ich zawodzenia nie sposób było nie ulec wspólnej panice. Może niektórzy nie mieli instagrama przed studiami i nie wykreowali sobie idyllicznego wizerunku medycyny. W rzeczywistości śmiem jednak twierdzić, że przeważająca część studentów jest w stanie odnaleźć jakąś część siebie w powyższym opisie. Dla wielu z nas pierwsze miesiące były szokiem. Zderzeniem z nieoczekiwanym trudem i przede wszystkim starciem z własnym charakterem. 

Jak jednak widzimy, przygoda z kierunkiem lekarskim dla zdecydowanej większości nie kończy się po pierwszym semestrze. Wyższe roczniki nie narzekają na luki w grupach, całe rzesze lekarzy przetrwało te sześć lat morderczych zmagań. Czy studia były dla nich łatwiejsze i nie podzielali naszych trosk i zmartwień? Zdecydowanie nie. Czy po wielu latach perfekcyjnie pamiętają jak układają się w pochewkach ścięgna nadgarstka? Wątpię. Niemniej - i tego jestem pewna - są świetnymi lekarzami, a to, czego zdarzy im się nie wiedzieć, na bieżąco uzupełniają w czasie swej praktyki zawodowej.

Co zatem Alicja znalazła po drugiej stronie lustra? Przede wszystkim prawdę. Wie już, jak w rzeczywistości kształtuje się codzienność. Rozeznała się, co jest iluzją, a co namacalnym i nieuniknionym faktem. Wie, że medycyna to nie bajka i wiedza nie wpłynie nam magicznie do głowy po wykonaniu dwóch stron kolorowych notatek. Tutaj w cenie jest sumienność, powtarzalność i dyscyplina. Ale co ważniejsze Alicja wie też, czym jest spokój i opanowanie. Czasem ilość pracy, jaką wkładamy w przyswojenie materiału, nie przekłada się na wynik z testu. Wielokrotnie ocena nie świadczy o naszym prawdziwym stanie wiedzy. Nie ma więc co katować sumienia i niepotrzebnie zadręczać się czymś, na co nie mamy wpływu. Nie wyszło? Trudno. Przysiądę do tego przy następnej okazji, a teraz przede mną kolejne zadanie, które mam do wykonania. Dam z siebie wszystko, może tym razem się uda. Bo sztuką nie jest biec dwa razy szybciej i paść bez tchu po osiągnięciu sukcesu. Sztuką, jest znaleźć przyjemność w tym, co się robi. Wtedy nawet nie zauważysz, że biegniesz cztery razy szybciej...

Julia Bargieł

© 2022 Centrum Symulacji Medycznej UM w Lublinie