Informator uniwersytecki
numer 020
Marzec 2023
★
11
Najlepsi dydaktycy - dr n. med. Tomasz Kucmin
Jakie to uczucie zostać jednym z najlepszych dydaktyków UMLub?
Prosta odpowiedź na to pytanie brzmi: cieszę się i jestem zadowolony, że moje podeście do prowadzania zajęć dydaktycznych znajduje uznanie w oczach studentów. Kiedy zaczynałem pracę jako lekarz i wiele aspektów tego zawodu było dla mnie bardzo trudnych i niezrozumiałych, jedna z moich koleżanek dała mi taką radę. „Lecz ludzi i traktuj ich tak, jak Ty chciałbyś być leczony i traktowany.” Od tamtej pory minęło już prawie 20 lat, a te słowa są dla mnie cały czas bardzo ważne. Nie tylko w ramach pracy klinicznej z pacjentami, ale także w czasie nauczania. Kładę duży nacisk na to, żeby nikogo nie faworyzować i wszystkich traktować równo. Mam nadzieję, że udaje mi się to robić skutecznie.
Prosta odpowiedź na to pytanie brzmi: cieszę się i jestem zadowolony, że moje podeście do prowadzania zajęć dydaktycznych znajduje uznanie w oczach studentów. Kiedy zaczynałem pracę jako lekarz i wiele aspektów tego zawodu było dla mnie bardzo trudnych i niezrozumiałych, jedna z moich koleżanek dała mi taką radę. „Lecz ludzi i traktuj ich tak, jak Ty chciałbyś być leczony i traktowany.” Od tamtej pory minęło już prawie 20 lat, a te słowa są dla mnie cały czas bardzo ważne. Nie tylko w ramach pracy klinicznej z pacjentami, ale także w czasie nauczania. Kładę duży nacisk na to, żeby nikogo nie faworyzować i wszystkich traktować równo. Mam nadzieję, że udaje mi się to robić skutecznie.
Jakie według Pana są cechy dobrego dydaktyka?
Jest to wbrew pozorom niezbyt łatwe pytanie. Z pewnością należy mieć umiejętność przekazywania określonych informacji przystępnym i zrozumiałym językiem. Kolejną cechą jest łatwość słuchania i analizowania usłyszanych informacji. Poza tym ważna jest elastyczność i sprawność w dostosowywaniu się do sytuacji w czasie zajęć. Prowadząc szkolenia nie tylko dla studentów, ale także dla lekarzy w zakresie szkolenia podyplomowego, czasami zdarzają się sytuacje trudne, niektórzy uczestnicy wymagają większego zaangażowania ze strony prowadzącego. Zaangażowanie jest więc naturalnie kolejną cechą dobrego dydaktyka. Jeśli w tym co przekazujesz i jak to robisz nie ma pasji, to trudno jest przekazywane treści „sprzedać” uczestnikom szkolenia czy też kursu. Wspominana wcześniej elastyczność wiąże się także z otwartością na nowe doświadczenia. Takim nowym i niespodziewanym wydarzaniem był niedawny wybuch pandemii koronawirusa, kiedy trzeba było zmienić wypracowane wcześniej metody dydaktyczne i przenieść się z nauczaniem do Internetu. Otwartość jest także związana z ostatnią z cech, o których chciałbym powiedzieć. Tą cechą jest stała chęć uczenia się i podnoszenia swoich umiejętności dydaktycznych.
Jakie zajęcia obecnie Pan prowadzi? Które z nich lubi Pan najbardziej i dlaczego?
W czasie trwającego roku akademickiego prowadziłem i będę prowadził zajęcia zarówno dla studentów polskich jak i anglojęzycznych. W większości są to zajęcia prowadzone metodami symulacji medycznej. Zalety tej formy nauczania takie jak jej bezpieczeństwo, powtarzalność i dostępne kolejne usprawnienia techniczne dają niezmiernie szerokie możliwości dydaktyczne. Wprowadzenie nauczania metodą symulacji medycznej umożliwia dużym grupom studentów doświadczanie trudnych sytuacji klinicznych w otoczeniu, w którym można popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski. Nie sposób w tym miejscu nie zacytować Konfucjusza „Powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem.” Jednym z koniecznych warunków do pełnego odczucia zajęć prowadzonych tą metodą jest zanurzenie się w byciu tu i teraz i danie sobie pozwolenia na doświadczanie symulacji medycznej. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że symulacja medyczna ma także słabe strony i ograniczenia takie jak choćby niemożliwość zasymulowania wszystkich objawów. Niemniej jednak uważam, że plusy zdecydowanie przesłaniają minusy.
Dużą satysfakcję dają mi zajęcia zarówno ze studentami pierwszego czy drugiego roku, którzy stawiają pierwsze kroki na uczelni, jak też ćwiczenia z przedmiotu Medycyna Wieku Podeszłego dla studentów IV roku. Zajęcia te pozwalają na pokazanie jak ważna jest metodyczna analiza danych uzyskanych z badania przedmiotowego i podmiotowego pacjenta, uzupełnionych o wyniki badań laboratoryjnych i obrazowych co ostatecznie pozwala na postawienie diagnozy i wdrożenie właściwego leczenia.
Co daje Panu największą satysfakcję w procesie nauczania?
Cały czas olbrzymią satysfakcję sprawia mi widok uśmiechu na twarzy studentów i studentek, kiedy pojawia się zrozumienie tego o czym rozmawialiśmy, lub kiedy umiejętność, której się uczyli została wykonana bez problemu. Ostatnio, kiedy byłem w szpitalu, koleżanka lekarka poprosiła mnie o pomoc przy zmianie cewnika u pacjenta. Zaproponowałem, żeby ona sama to zrobiła, kiedy ja będę jej asystował. Początkowo wzbraniała się, ale ostatecznie krok po kroku wykonała całą procedurę i tak jak wspomniałem, uśmiech na jej twarzy po zakończeniu jest tym co w dalszym ciągu „nakręca” mnie w nauczaniu.
Jest to wbrew pozorom niezbyt łatwe pytanie. Z pewnością należy mieć umiejętność przekazywania określonych informacji przystępnym i zrozumiałym językiem. Kolejną cechą jest łatwość słuchania i analizowania usłyszanych informacji. Poza tym ważna jest elastyczność i sprawność w dostosowywaniu się do sytuacji w czasie zajęć. Prowadząc szkolenia nie tylko dla studentów, ale także dla lekarzy w zakresie szkolenia podyplomowego, czasami zdarzają się sytuacje trudne, niektórzy uczestnicy wymagają większego zaangażowania ze strony prowadzącego. Zaangażowanie jest więc naturalnie kolejną cechą dobrego dydaktyka. Jeśli w tym co przekazujesz i jak to robisz nie ma pasji, to trudno jest przekazywane treści „sprzedać” uczestnikom szkolenia czy też kursu. Wspominana wcześniej elastyczność wiąże się także z otwartością na nowe doświadczenia. Takim nowym i niespodziewanym wydarzaniem był niedawny wybuch pandemii koronawirusa, kiedy trzeba było zmienić wypracowane wcześniej metody dydaktyczne i przenieść się z nauczaniem do Internetu. Otwartość jest także związana z ostatnią z cech, o których chciałbym powiedzieć. Tą cechą jest stała chęć uczenia się i podnoszenia swoich umiejętności dydaktycznych.
Jakie zajęcia obecnie Pan prowadzi? Które z nich lubi Pan najbardziej i dlaczego?
W czasie trwającego roku akademickiego prowadziłem i będę prowadził zajęcia zarówno dla studentów polskich jak i anglojęzycznych. W większości są to zajęcia prowadzone metodami symulacji medycznej. Zalety tej formy nauczania takie jak jej bezpieczeństwo, powtarzalność i dostępne kolejne usprawnienia techniczne dają niezmiernie szerokie możliwości dydaktyczne. Wprowadzenie nauczania metodą symulacji medycznej umożliwia dużym grupom studentów doświadczanie trudnych sytuacji klinicznych w otoczeniu, w którym można popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski. Nie sposób w tym miejscu nie zacytować Konfucjusza „Powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem.” Jednym z koniecznych warunków do pełnego odczucia zajęć prowadzonych tą metodą jest zanurzenie się w byciu tu i teraz i danie sobie pozwolenia na doświadczanie symulacji medycznej. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że symulacja medyczna ma także słabe strony i ograniczenia takie jak choćby niemożliwość zasymulowania wszystkich objawów. Niemniej jednak uważam, że plusy zdecydowanie przesłaniają minusy.
Dużą satysfakcję dają mi zajęcia zarówno ze studentami pierwszego czy drugiego roku, którzy stawiają pierwsze kroki na uczelni, jak też ćwiczenia z przedmiotu Medycyna Wieku Podeszłego dla studentów IV roku. Zajęcia te pozwalają na pokazanie jak ważna jest metodyczna analiza danych uzyskanych z badania przedmiotowego i podmiotowego pacjenta, uzupełnionych o wyniki badań laboratoryjnych i obrazowych co ostatecznie pozwala na postawienie diagnozy i wdrożenie właściwego leczenia.
Co daje Panu największą satysfakcję w procesie nauczania?
Cały czas olbrzymią satysfakcję sprawia mi widok uśmiechu na twarzy studentów i studentek, kiedy pojawia się zrozumienie tego o czym rozmawialiśmy, lub kiedy umiejętność, której się uczyli została wykonana bez problemu. Ostatnio, kiedy byłem w szpitalu, koleżanka lekarka poprosiła mnie o pomoc przy zmianie cewnika u pacjenta. Zaproponowałem, żeby ona sama to zrobiła, kiedy ja będę jej asystował. Początkowo wzbraniała się, ale ostatecznie krok po kroku wykonała całą procedurę i tak jak wspomniałem, uśmiech na jej twarzy po zakończeniu jest tym co w dalszym ciągu „nakręca” mnie w nauczaniu.
Co jest najprzyjemniejsze w pracy dydaktyka i jakie występują w niej trudności?
Przyjemne jest to, że od czasu do czasu student lub studentka podziękują za to, w jaki sposób prowadzone były zajęcia. Czasami dotyczy to także absolwentów, którzy gdzieś w różnych częściach Polski praktykują medycynę. Trudności też się zdarzają. Jedną z najbardziej trudnych i jednocześnie przykrych dla mnie sytuacji jest totalny brak zainteresowania studentów. Przyznam, że zdarzają się wtedy chwile zwątpienia, kiedy po wysiłku włożonym w przygotowanie się do zajęć i ich poprowadzenie trafia się na opór grupy studentów. Budziło to frustrację, bo same godziny dydaktyczne prowadzenia zajęć to jeden aspekt pracy dydaktycznej, ale nie należy zapominać o przygotowaniu do zajęć, a jeśli na koniec kursu jest jakiś rodzaj oceny, także przygotowanie testu lub innej formy zaliczenia. Na całe szczęście takie sytuacje nie są zbyt częste.
Jakie rady skierowałby Pan do początkujących dydaktyków?
Życzyłbym im, aby do nauczania innych pochodzili z pasją. Czas spędzony przed zajęciami pomoże właściwe i sprawnie poprowadzić zajęcia. Powinni pamiętać, aby nie ekstrapolowali zachowania jednej osoby na całą grupę studentów. Na pewno radziłbym także, aby inwestowali w szkolenia, które pozwolą im poznać bardziej atrakcyjne dla studentów metody dydaktyczne.
Na koniec kolejny raz odniosę się do praktyki klinicznej. W czasie pracy jako lekarz z upływem czasu uzmysłowiłem sobie, że nie każdy pacjent jest dla każdego lekarza i nie każdy lekarz jest dla każdego pacjenta. Myślę, że także to stwierdzenie pasuje także do pracy nauczyciela akademickiego. Może się bowiem zdarzyć, że nie będzie „chemii” pomiędzy wykładowcą i studentami. Jest to absolutnie zrozumiałe, bo każdy z nas ma bardzo indywidualne podejście do uczenia się. Moim zdaniem nie należy takiego zdarzenia odnosić do siebie bardzo osobiście. Można poprosić wtedy o pomoc np. tutora, który pomoże w opracowaniu właściwego postępowania w takiej sytuacji. Między innymi temu właśnie służy program „Doskonałości dydaktycznej uczelni” realizowany przez UMLUB, do udziału w którym wszystkich pracowników uniwersytetu serdecznie zapraszam.
Przyjemne jest to, że od czasu do czasu student lub studentka podziękują za to, w jaki sposób prowadzone były zajęcia. Czasami dotyczy to także absolwentów, którzy gdzieś w różnych częściach Polski praktykują medycynę. Trudności też się zdarzają. Jedną z najbardziej trudnych i jednocześnie przykrych dla mnie sytuacji jest totalny brak zainteresowania studentów. Przyznam, że zdarzają się wtedy chwile zwątpienia, kiedy po wysiłku włożonym w przygotowanie się do zajęć i ich poprowadzenie trafia się na opór grupy studentów. Budziło to frustrację, bo same godziny dydaktyczne prowadzenia zajęć to jeden aspekt pracy dydaktycznej, ale nie należy zapominać o przygotowaniu do zajęć, a jeśli na koniec kursu jest jakiś rodzaj oceny, także przygotowanie testu lub innej formy zaliczenia. Na całe szczęście takie sytuacje nie są zbyt częste.
Jakie rady skierowałby Pan do początkujących dydaktyków?
Życzyłbym im, aby do nauczania innych pochodzili z pasją. Czas spędzony przed zajęciami pomoże właściwe i sprawnie poprowadzić zajęcia. Powinni pamiętać, aby nie ekstrapolowali zachowania jednej osoby na całą grupę studentów. Na pewno radziłbym także, aby inwestowali w szkolenia, które pozwolą im poznać bardziej atrakcyjne dla studentów metody dydaktyczne.
Na koniec kolejny raz odniosę się do praktyki klinicznej. W czasie pracy jako lekarz z upływem czasu uzmysłowiłem sobie, że nie każdy pacjent jest dla każdego lekarza i nie każdy lekarz jest dla każdego pacjenta. Myślę, że także to stwierdzenie pasuje także do pracy nauczyciela akademickiego. Może się bowiem zdarzyć, że nie będzie „chemii” pomiędzy wykładowcą i studentami. Jest to absolutnie zrozumiałe, bo każdy z nas ma bardzo indywidualne podejście do uczenia się. Moim zdaniem nie należy takiego zdarzenia odnosić do siebie bardzo osobiście. Można poprosić wtedy o pomoc np. tutora, który pomoże w opracowaniu właściwego postępowania w takiej sytuacji. Między innymi temu właśnie służy program „Doskonałości dydaktycznej uczelni” realizowany przez UMLUB, do udziału w którym wszystkich pracowników uniwersytetu serdecznie zapraszam.
Rozmawiała: Aleksandra Kaźmierczak
© 2022 Centrum Symulacji Medycznej UM w Lublinie