Informator uniwersytecki
numer 033
grudzień 2024
★
29
Całe życie do czegoś zmierzamy, wspinamy się. Kiedy przestajemy, życie się kończy
Zapraszamy na inspirującą rozmowę z mgr Luizą Szarecką, asystentką dydaktyczną w Studium Wychowania Fizycznego i Sportu.
Kto jest Pani Mistrzem, kto Panią inspiruje?
Moim mistrzem od wielu lat jest Wojciech Eichelberger, psycholog, psychoterapeuta, pisarz, z którym miałam przyjemność odbyć wspólny rejs mind-fullness na Mazurach. Cenię go za wielką mądrość, spokój ducha i umiejętności dostrzegania w prostych rzeczach olbrzymiej wartości. W bibliotece domowej mam większość jego książek i każda z nich jest na wagę złota, opatrzona autografem mistrza. To, co najbardziej mnie jednak w nich urzeka to to, że niosą za sobą wartościowy przekaz, wyznaczają kierunek, zmuszają do refleksji, zatrzymania się i bycia "tu i teraz". Oprócz Eichelbergera moim mentorem jest również Jacek Walkiewicz, psycholog i mówca motywacyjny, którego słowa "spełnione życie nie jest dziełem przypadku" lub "wybieraj drogi piękne, a nie krótsze" zmieniają perspektywę patrzenia na własne życie.
Inspirują mnie również sportowcy, wybitne osobowości ,takie jak Michael Jordan, Muhammad Ali, Bruce Lee czy Arnold Schwarzenegger.
Ich wielkie dokonania sportowe, talent, ponadprzeciętne zdolności nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, wola walki, wytrwałość, odwaga w dążeniu do celu i niewyobrażalna determinacja pokazują nam – zwykłym śmiertelnikom, że wszystko jest możliwe, a jedyna moc, jaka istnieje jest wewnątrz nas samych.
Jakie były Pani początki w sporcie?
Odkąd pamiętam, już jako mała dziewczynka, uwielbiałam być w ruchu, a w genach po dziadku (piłkarzu nożnym) miałam w sobie ducha sportowca. W podstawówce wśród dziewcząt byłam najlepsza w klasie z wychowania fizycznego. Pamiętam, jaka duma mnie rozpierała, kiedy po wprowadzeniu nowej skali ocen dostałam jako jedyna 6 na koniec roku szkolnego. Dobrze mi szły sprinty, rzuty, gimnastyka, słabiej gry zespołowe, ale z pewnością nie można było mi odmówić zacięcia i woli walki. Zawsze chciałam być najlepsza, źle znosiłam przegrane. Od 10. roku życia uczęszczałam na zajęcia z tańca towarzyskiego, uczestniczyłam w turniejach ogólnopolskich i jeździłam na obozy taneczne. Po 4 latach praktyki przyszedł moment konieczności zmiany partnera ze względu na różnice wzrostu. To nie był łatwy okres, czas oczekiwań na innego partnera i tańczenia solo. Zabrakło cierpliwości i determinacji. Później miałam długą przerwę i dopiero podczas studiów odkryłam w sobie nową pasję, która towarzyszy mi już przeszło 20 lat.
A wszystko zaczęło się od mojego Klubu Sportowego Paco Lublin, do którego zapisałam się, aby schudnąć. Najpierw był spinning, potem wszystkie formy fitness, jakie miał w ofercie klub, aż wreszcie przyszły wakacje i nagle zabrakło moich ulubionych instruktorów. Nie miałam wyjścia i po 2 latach omijania szerokim łukiem siłowni zawitałam w jej progach. Pamiętam jak dziś, że pierwszym ćwiczeniem, jakie wykonałam było wyciskanie ciężaru na suwnicy skośnej na mięśnie nóg. Od razu połknęłam bakcyla. Spodobała mi się walka w pojedynkę, stałe podnoszenie sobie poprzeczki oraz widoczne efekty ciężkiej pracy w postaci zmieniającej się sylwetki. Co więcej, ćwiczenia na siłowni dały mi nie tylko poczucie kontroli, że od nas samych wiele zależy, ale ogromną satysfakcję treningową z dobrze wykonanego zadania. Szybko dostałam obsesji na punkcie ćwiczeń siłowych i kulturystyki. Szukałam wiedzy w książkach, czasopismach i w Internecie, ale był to początek 2000 roku, czas, w którym dostępność wiedzy na ten temat nie była tak powszechna jak dzisiaj. Ponadto potrzebowałam praktyki i ludzi, którzy mogliby mi przekazać swoje doświadczenie oraz umiejętności. W 2005 roku zrobiłam pierwszy kurs trenerski certyfikowany i uznany przez IFBB (Międzynarodową Federację Kulturystyki i Fitness) w Polskim Związku Kulturystyki, Fitness i Trójboju Siłowym w Warszawie. To było prestiżowe półroczne szkolenie w nieistniejącym już słynnym Klubie Filon. Moimi trenerami i wykładowcami były takie osobistości, jak: Paweł Filleborn, mistrz świata w kulturystyce, wiceprezydent IFBB, Prezes PZKFiTS, Andrzej Michalak wiceprezes PZKFiS, Leszek Michalski i Bogdan Szczotka trenerzy kadry narodowej. Egzamin końcowy zdawali tylko najlepsi. Obejmował on część teoretyczną i praktyczną, a także pracę dyplomową. Idąc dalej za ciosem, zrobiłam wkrótce uprawnienia sędziowskie i wciągnęłam się w zawody, na początku jako sędzia i widz, a potem już jako zawodniczka.
Dlaczego kulturystyka?
Długo wydawało mi się, że moje zainteresowanie kulturystyką było dziełem przypadku, ale z czasem zweryfikowałam ten pogląd. W dzieciństwie nieświadomie nasiąkałam pięknie wyrzeźbionymi męskimi sylwetkami. Byłam zakochana w Sylwestrze Stallone i Rockym Balboa. Wychowałam się na tym filmie. Potem był Rambo, Terminator i Predator z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Zachwycałam się również umięśnionym ciałem Bruce'a Lee, a także jego filozofią życia i sztukami walki.
Po latach zachwyt harmonijnie ukształtowanymi sylwetkami wrócił ze wzmożoną siłą.
Kulturystyka jest dla mnie czymś więcej niż tylko sportem i beznamiętnym przerzucaniem żelastwa. Jest dla mnie sztuką oraz piękną drogą życia, podczas której odkrywamy siebie. Kulturystyka uczy cierpliwości, żelaznej konsekwencji i pokory, a także akceptacji swojego ciała w każdym wydaniu, czy to w okresie budowania masy, czy też separacji i definicji mięśniowej. To nauka obserwacji własnego ciała, wsłuchiwania się w nie i dbania o każdy detal. To sztuka rzeźbienia ciała z niezwykłą starannością, to dążenie do doskonałości. I wreszcie kulturystyka uczy tego, że nic nie jest trwałe i na zawsze i że dobrze mieć do siebie zdrowy dystans.
Największe sukcesy sportowe Pani jako zawodnika?
Moim największym sukcesem jest zajęcie 10. miejsca w kategorii body fitness na Mistrzostwach Świata w Tarragonie w Hiszpanii w 2019 roku. I to nie tylko ze względu na sam prestiż zawodów i liczbę startujących zawodniczek, ale o formę, jaką udało mi się wówczas osiągnąć. Wiedziałam, że zrobiłam wszystko, co mogłam na tamten czas. I nie było to dzieło przypadku, że znalazłam się w kadrze narodowej. Wykonałam ponadludzką pracę, by być w Top 10 najlepszych zawodniczek na świecie i spełnić swoje marzenie. Wiem, że wymagało to ode mnie nie tylko siły ciała, ale przede wszystkim charakteru, mocnego mindsetu i hartu ducha. Rywalizacja na najwyższym poziomie jest najlepszym sprawdzianem charakteru człowieka. Tysiące razy podczas przygotowań do zawodów wątpiłam, rzucałam ten sport i obrażałam się na siłownię.
Uważam, że posiadanie pasji jest olbrzymim przywilejem danym nielicznym i dobrze jest go doceniać. Wdzięczny umysł to wspaniały umysł, który ostatecznie przyciąga do siebie wspaniałe rzeczy. Dziś z sentymentem wracam do czasu zawodów. I choć wydawało mi się, że ten rozdział życia mam już zamknięty, to czuję, że jest coś jeszcze do zrobienia. Bacznie się sobie przyglądam. Może dlatego tak wielką wagę przywiązuję do psychologii sportu i żywo się nią interesuję. Mam świadomość, jak wiele sukcesów i wygranych zależy od naszego nastawienia i psychiki. Świetnym przykładem jest tu Muhammad Ali, którego słowa zapadły mi w pamięć: "nikt nie staje się mistrzem dzięki treningowi. Mistrza kształtuje to, co tkwi głęboko w jego umyśle – pragnienie, marzenie, wizja”.
Moim mistrzem od wielu lat jest Wojciech Eichelberger, psycholog, psychoterapeuta, pisarz, z którym miałam przyjemność odbyć wspólny rejs mind-fullness na Mazurach. Cenię go za wielką mądrość, spokój ducha i umiejętności dostrzegania w prostych rzeczach olbrzymiej wartości. W bibliotece domowej mam większość jego książek i każda z nich jest na wagę złota, opatrzona autografem mistrza. To, co najbardziej mnie jednak w nich urzeka to to, że niosą za sobą wartościowy przekaz, wyznaczają kierunek, zmuszają do refleksji, zatrzymania się i bycia "tu i teraz". Oprócz Eichelbergera moim mentorem jest również Jacek Walkiewicz, psycholog i mówca motywacyjny, którego słowa "spełnione życie nie jest dziełem przypadku" lub "wybieraj drogi piękne, a nie krótsze" zmieniają perspektywę patrzenia na własne życie.
Inspirują mnie również sportowcy, wybitne osobowości ,takie jak Michael Jordan, Muhammad Ali, Bruce Lee czy Arnold Schwarzenegger.
Ich wielkie dokonania sportowe, talent, ponadprzeciętne zdolności nie tylko fizyczne, ale i psychiczne, wola walki, wytrwałość, odwaga w dążeniu do celu i niewyobrażalna determinacja pokazują nam – zwykłym śmiertelnikom, że wszystko jest możliwe, a jedyna moc, jaka istnieje jest wewnątrz nas samych.
Jakie były Pani początki w sporcie?
Odkąd pamiętam, już jako mała dziewczynka, uwielbiałam być w ruchu, a w genach po dziadku (piłkarzu nożnym) miałam w sobie ducha sportowca. W podstawówce wśród dziewcząt byłam najlepsza w klasie z wychowania fizycznego. Pamiętam, jaka duma mnie rozpierała, kiedy po wprowadzeniu nowej skali ocen dostałam jako jedyna 6 na koniec roku szkolnego. Dobrze mi szły sprinty, rzuty, gimnastyka, słabiej gry zespołowe, ale z pewnością nie można było mi odmówić zacięcia i woli walki. Zawsze chciałam być najlepsza, źle znosiłam przegrane. Od 10. roku życia uczęszczałam na zajęcia z tańca towarzyskiego, uczestniczyłam w turniejach ogólnopolskich i jeździłam na obozy taneczne. Po 4 latach praktyki przyszedł moment konieczności zmiany partnera ze względu na różnice wzrostu. To nie był łatwy okres, czas oczekiwań na innego partnera i tańczenia solo. Zabrakło cierpliwości i determinacji. Później miałam długą przerwę i dopiero podczas studiów odkryłam w sobie nową pasję, która towarzyszy mi już przeszło 20 lat.
A wszystko zaczęło się od mojego Klubu Sportowego Paco Lublin, do którego zapisałam się, aby schudnąć. Najpierw był spinning, potem wszystkie formy fitness, jakie miał w ofercie klub, aż wreszcie przyszły wakacje i nagle zabrakło moich ulubionych instruktorów. Nie miałam wyjścia i po 2 latach omijania szerokim łukiem siłowni zawitałam w jej progach. Pamiętam jak dziś, że pierwszym ćwiczeniem, jakie wykonałam było wyciskanie ciężaru na suwnicy skośnej na mięśnie nóg. Od razu połknęłam bakcyla. Spodobała mi się walka w pojedynkę, stałe podnoszenie sobie poprzeczki oraz widoczne efekty ciężkiej pracy w postaci zmieniającej się sylwetki. Co więcej, ćwiczenia na siłowni dały mi nie tylko poczucie kontroli, że od nas samych wiele zależy, ale ogromną satysfakcję treningową z dobrze wykonanego zadania. Szybko dostałam obsesji na punkcie ćwiczeń siłowych i kulturystyki. Szukałam wiedzy w książkach, czasopismach i w Internecie, ale był to początek 2000 roku, czas, w którym dostępność wiedzy na ten temat nie była tak powszechna jak dzisiaj. Ponadto potrzebowałam praktyki i ludzi, którzy mogliby mi przekazać swoje doświadczenie oraz umiejętności. W 2005 roku zrobiłam pierwszy kurs trenerski certyfikowany i uznany przez IFBB (Międzynarodową Federację Kulturystyki i Fitness) w Polskim Związku Kulturystyki, Fitness i Trójboju Siłowym w Warszawie. To było prestiżowe półroczne szkolenie w nieistniejącym już słynnym Klubie Filon. Moimi trenerami i wykładowcami były takie osobistości, jak: Paweł Filleborn, mistrz świata w kulturystyce, wiceprezydent IFBB, Prezes PZKFiTS, Andrzej Michalak wiceprezes PZKFiS, Leszek Michalski i Bogdan Szczotka trenerzy kadry narodowej. Egzamin końcowy zdawali tylko najlepsi. Obejmował on część teoretyczną i praktyczną, a także pracę dyplomową. Idąc dalej za ciosem, zrobiłam wkrótce uprawnienia sędziowskie i wciągnęłam się w zawody, na początku jako sędzia i widz, a potem już jako zawodniczka.
Dlaczego kulturystyka?
Długo wydawało mi się, że moje zainteresowanie kulturystyką było dziełem przypadku, ale z czasem zweryfikowałam ten pogląd. W dzieciństwie nieświadomie nasiąkałam pięknie wyrzeźbionymi męskimi sylwetkami. Byłam zakochana w Sylwestrze Stallone i Rockym Balboa. Wychowałam się na tym filmie. Potem był Rambo, Terminator i Predator z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Zachwycałam się również umięśnionym ciałem Bruce'a Lee, a także jego filozofią życia i sztukami walki.
Po latach zachwyt harmonijnie ukształtowanymi sylwetkami wrócił ze wzmożoną siłą.
Kulturystyka jest dla mnie czymś więcej niż tylko sportem i beznamiętnym przerzucaniem żelastwa. Jest dla mnie sztuką oraz piękną drogą życia, podczas której odkrywamy siebie. Kulturystyka uczy cierpliwości, żelaznej konsekwencji i pokory, a także akceptacji swojego ciała w każdym wydaniu, czy to w okresie budowania masy, czy też separacji i definicji mięśniowej. To nauka obserwacji własnego ciała, wsłuchiwania się w nie i dbania o każdy detal. To sztuka rzeźbienia ciała z niezwykłą starannością, to dążenie do doskonałości. I wreszcie kulturystyka uczy tego, że nic nie jest trwałe i na zawsze i że dobrze mieć do siebie zdrowy dystans.
Największe sukcesy sportowe Pani jako zawodnika?
Moim największym sukcesem jest zajęcie 10. miejsca w kategorii body fitness na Mistrzostwach Świata w Tarragonie w Hiszpanii w 2019 roku. I to nie tylko ze względu na sam prestiż zawodów i liczbę startujących zawodniczek, ale o formę, jaką udało mi się wówczas osiągnąć. Wiedziałam, że zrobiłam wszystko, co mogłam na tamten czas. I nie było to dzieło przypadku, że znalazłam się w kadrze narodowej. Wykonałam ponadludzką pracę, by być w Top 10 najlepszych zawodniczek na świecie i spełnić swoje marzenie. Wiem, że wymagało to ode mnie nie tylko siły ciała, ale przede wszystkim charakteru, mocnego mindsetu i hartu ducha. Rywalizacja na najwyższym poziomie jest najlepszym sprawdzianem charakteru człowieka. Tysiące razy podczas przygotowań do zawodów wątpiłam, rzucałam ten sport i obrażałam się na siłownię.
Uważam, że posiadanie pasji jest olbrzymim przywilejem danym nielicznym i dobrze jest go doceniać. Wdzięczny umysł to wspaniały umysł, który ostatecznie przyciąga do siebie wspaniałe rzeczy. Dziś z sentymentem wracam do czasu zawodów. I choć wydawało mi się, że ten rozdział życia mam już zamknięty, to czuję, że jest coś jeszcze do zrobienia. Bacznie się sobie przyglądam. Może dlatego tak wielką wagę przywiązuję do psychologii sportu i żywo się nią interesuję. Mam świadomość, jak wiele sukcesów i wygranych zależy od naszego nastawienia i psychiki. Świetnym przykładem jest tu Muhammad Ali, którego słowa zapadły mi w pamięć: "nikt nie staje się mistrzem dzięki treningowi. Mistrza kształtuje to, co tkwi głęboko w jego umyśle – pragnienie, marzenie, wizja”.
Wartości, które dał Pani sport
Niewątpliwie sport uczy konsekwencji, dyscypliny, cierpliwości i zaangażowania. Zgadzam się ze słowami Bruce'a Lee, że "jedyną drogą do rozwoju jest ciągłe podnoszenie poprzeczki. Jedyną miarą sukcesu jest wysiłek, jaki włożyliśmy, aby go osiągnąć". Chcesz odnieść sukces w danej dyscyplinie sportu? Musisz sam na niego zapracować i oswoić się z dyskomfortem. Co przez to rozumiem? Dyskomfort to zaakceptowanie bólu, zmęczenia, rezygnacji z życia towarzyskiego, imprez i nieprzespanych nocy. Niejednokrotnie to też trzymanie się odpowiednich wytycznych dietetycznych, protokołu suplementacyjnego, regeneracji i snu. Sport uczy zadaniowości i tworzenia nawyków, które doprowadzają do obranego ceIu. I wreszcie sport uczy nie tylko tego, jak wygrywać i odnosić zwycięstwa, ale także tego, jak podnosić się z porażek i przegranych.
Podsumowując, sport uczy charakteru, uczy grać według zasad, jest nauką o życiu.
Luiza Szarecka jako trener
Obecnie pracuję jako trener personalny na naszej uczelnianej siłowni oraz w Klubie Paco. Jestem również trenerem sekcji ergometrów wioślarskich. I ta praca zajmuje szczególne miejsce w moim sercu.
Jako trenerka jestem wymagająca, choć uważam, że najwięcej oczekuję od siebie. Uwielbiam pracować z ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą od życia, mają swoje cele i wizję oraz są zaangażowani w proces. Cenię swoich podopiecznych za chęć rozwoju, nauki, podnoszenia poprzeczki, wolę walki i ogromną ambicję. Nie ukrywam, że przywiązuję dużą wagę do systematyki, rutyny i techniki ćwiczeń. Zwracam baczną uwagę na aspekt mentalny. Staram się obserwować swoich zawodników, aby poznać ich jak najlepiej. Każdy bowiem potrzebuje innego bodźca, motywacji, czasem innej metodyki postępowania. Myślę, że trener powinien umieć balansować i wyważyć, kiedy przycisnąć zawodnika, a kiedy odpuścić. Trener powinien być również fachowcem w swej dziedzinie, ale też być dobrym psychologiem. Osobą, która umie rozpalić ogień wśród swoich podopiecznych i dodać im skrzydeł. Ponadto uważam, że szalenie istotna jest również atmosfera podczas treningów. Ciężka praca to jedno, ale dobra, przyjazna komunikacja, tworzenie bliskich wartościowych więzi to drugie. Właściwy etos pracy i wzajemny szacunek to fundament tej układanki i szansa na zbudowanie solidnego dream teamu.
Luiza Szarecka prywatnie
Prywatnie jestem mamą 13-latki, w której zaszczepiłam miłość do tańca. Córka świetnie odnajduje się w hip hopie i street dance, a ja ją wspieram w jej pasji. Ma już za sobą pierwsze publiczne pokazy, a scena nie jest jej obca. Myślę, że te doświadczenia zaprocentują w przyszłości. Cieszę się, że mogę towarzyszyć w jej drodze.
Jestem również opiekunką czarnej kotki Mimi, która jest naszym wspólnym oczkiem w głowie.
Poza pracą interesuję się psychobiologią – jestem absolwentką Akademii Vedica dr n. med. Marzanny Radziszewskiej, a także kierunku naturopatia w Instytucie Zielarstwa Polskiego i Terapii Naturalnych. Jestem miłośniczką postów leczniczych i zdrowego odżywiania. Uwielbiam medytować, morsować i saunować. Lubię chodzić boso po trawie, czasem też po śniegu. Spokój odnajduję w naturze i w domowym zaciszu. W chwili wolnej dużo czytam i słucham muzyki, która jest moją wielką miłością. Potrafię zanurzyć się w jej dźwiękach na kilka dobrych godzin, czasem zarywając noce.
Uwielbiam ruch. Ruch, który służy naszemu zdrowiu. Jestem pasjonatką różnorodnych form rekreacji ruchowej począwszy od treningów siłowych, jogi, a skończywszy na spinningu czy rekreacyjnej jeździe na rowerze. Uważam, że każdy powinien znaleźć taką formę ruchu, która będzie zgodna z jego temperamentem i oczekiwaniami.
Niewątpliwie sport uczy konsekwencji, dyscypliny, cierpliwości i zaangażowania. Zgadzam się ze słowami Bruce'a Lee, że "jedyną drogą do rozwoju jest ciągłe podnoszenie poprzeczki. Jedyną miarą sukcesu jest wysiłek, jaki włożyliśmy, aby go osiągnąć". Chcesz odnieść sukces w danej dyscyplinie sportu? Musisz sam na niego zapracować i oswoić się z dyskomfortem. Co przez to rozumiem? Dyskomfort to zaakceptowanie bólu, zmęczenia, rezygnacji z życia towarzyskiego, imprez i nieprzespanych nocy. Niejednokrotnie to też trzymanie się odpowiednich wytycznych dietetycznych, protokołu suplementacyjnego, regeneracji i snu. Sport uczy zadaniowości i tworzenia nawyków, które doprowadzają do obranego ceIu. I wreszcie sport uczy nie tylko tego, jak wygrywać i odnosić zwycięstwa, ale także tego, jak podnosić się z porażek i przegranych.
Podsumowując, sport uczy charakteru, uczy grać według zasad, jest nauką o życiu.
Luiza Szarecka jako trener
Obecnie pracuję jako trener personalny na naszej uczelnianej siłowni oraz w Klubie Paco. Jestem również trenerem sekcji ergometrów wioślarskich. I ta praca zajmuje szczególne miejsce w moim sercu.
Jako trenerka jestem wymagająca, choć uważam, że najwięcej oczekuję od siebie. Uwielbiam pracować z ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą od życia, mają swoje cele i wizję oraz są zaangażowani w proces. Cenię swoich podopiecznych za chęć rozwoju, nauki, podnoszenia poprzeczki, wolę walki i ogromną ambicję. Nie ukrywam, że przywiązuję dużą wagę do systematyki, rutyny i techniki ćwiczeń. Zwracam baczną uwagę na aspekt mentalny. Staram się obserwować swoich zawodników, aby poznać ich jak najlepiej. Każdy bowiem potrzebuje innego bodźca, motywacji, czasem innej metodyki postępowania. Myślę, że trener powinien umieć balansować i wyważyć, kiedy przycisnąć zawodnika, a kiedy odpuścić. Trener powinien być również fachowcem w swej dziedzinie, ale też być dobrym psychologiem. Osobą, która umie rozpalić ogień wśród swoich podopiecznych i dodać im skrzydeł. Ponadto uważam, że szalenie istotna jest również atmosfera podczas treningów. Ciężka praca to jedno, ale dobra, przyjazna komunikacja, tworzenie bliskich wartościowych więzi to drugie. Właściwy etos pracy i wzajemny szacunek to fundament tej układanki i szansa na zbudowanie solidnego dream teamu.
Luiza Szarecka prywatnie
Prywatnie jestem mamą 13-latki, w której zaszczepiłam miłość do tańca. Córka świetnie odnajduje się w hip hopie i street dance, a ja ją wspieram w jej pasji. Ma już za sobą pierwsze publiczne pokazy, a scena nie jest jej obca. Myślę, że te doświadczenia zaprocentują w przyszłości. Cieszę się, że mogę towarzyszyć w jej drodze.
Jestem również opiekunką czarnej kotki Mimi, która jest naszym wspólnym oczkiem w głowie.
Poza pracą interesuję się psychobiologią – jestem absolwentką Akademii Vedica dr n. med. Marzanny Radziszewskiej, a także kierunku naturopatia w Instytucie Zielarstwa Polskiego i Terapii Naturalnych. Jestem miłośniczką postów leczniczych i zdrowego odżywiania. Uwielbiam medytować, morsować i saunować. Lubię chodzić boso po trawie, czasem też po śniegu. Spokój odnajduję w naturze i w domowym zaciszu. W chwili wolnej dużo czytam i słucham muzyki, która jest moją wielką miłością. Potrafię zanurzyć się w jej dźwiękach na kilka dobrych godzin, czasem zarywając noce.
Uwielbiam ruch. Ruch, który służy naszemu zdrowiu. Jestem pasjonatką różnorodnych form rekreacji ruchowej począwszy od treningów siłowych, jogi, a skończywszy na spinningu czy rekreacyjnej jeździe na rowerze. Uważam, że każdy powinien znaleźć taką formę ruchu, która będzie zgodna z jego temperamentem i oczekiwaniami.
Jakie zajęcia Pani prowadzi i poleca?
Prowadzę zajęcia z jogi i zdrowego kręgosłupa. Są to zajęcia rozciągające, relaksacyjne podczas których uczymy się właściwego oddechu i wsłuchiwania się w swoje ciało. To praktyka skierowana do osób, które potrzebują spokojnego oddechu, wyciszenia i chwili dla siebie. Atmosfera jest naprawdę wyśmienita, życzliwa i bezpieczna. Myślę, że kluczem jest tu fakt, że zbudowałyśmy bliską więź i się po prostu lubimy.
Oprócz zajęć relaksacyjnych prowadzę również zajęcia na siłowni dla studentów i pracowników naszej uczelni. To mój żywioł i daję prawdziwy wycisk, który moi podopieczni sobie chwalą. Niejednokrotnie wykonujemy treningi obwodowe dostosowane do umiejętności i możliwości kondycyjnych ćwiczących. Staram się urozmaicać treningi tak, by były atrakcyjne i jednocześnie skuteczne. Dla mnie największą satysfakcją jest zadowolenie moich podopiecznych i uśmiech na ich twarzach po zakończonym treningu. Wtedy też mam pewność, że wrócą. Wrócą, bo chcą aktywnie i zdrowo żyć.
Ja po prostu lubię zaszczepiać pasję w innych i jak to mówi mój mentor Jacek Walkiewicz "całe życie do czegoś zmierzamy, wspinamy się. Kiedy przestajemy, życie się kończy."
Zapraszam z serca na zajęcia jogi i kształtowania sylwetki.
Prowadzę zajęcia z jogi i zdrowego kręgosłupa. Są to zajęcia rozciągające, relaksacyjne podczas których uczymy się właściwego oddechu i wsłuchiwania się w swoje ciało. To praktyka skierowana do osób, które potrzebują spokojnego oddechu, wyciszenia i chwili dla siebie. Atmosfera jest naprawdę wyśmienita, życzliwa i bezpieczna. Myślę, że kluczem jest tu fakt, że zbudowałyśmy bliską więź i się po prostu lubimy.
Oprócz zajęć relaksacyjnych prowadzę również zajęcia na siłowni dla studentów i pracowników naszej uczelni. To mój żywioł i daję prawdziwy wycisk, który moi podopieczni sobie chwalą. Niejednokrotnie wykonujemy treningi obwodowe dostosowane do umiejętności i możliwości kondycyjnych ćwiczących. Staram się urozmaicać treningi tak, by były atrakcyjne i jednocześnie skuteczne. Dla mnie największą satysfakcją jest zadowolenie moich podopiecznych i uśmiech na ich twarzach po zakończonym treningu. Wtedy też mam pewność, że wrócą. Wrócą, bo chcą aktywnie i zdrowo żyć.
Ja po prostu lubię zaszczepiać pasję w innych i jak to mówi mój mentor Jacek Walkiewicz "całe życie do czegoś zmierzamy, wspinamy się. Kiedy przestajemy, życie się kończy."
Zapraszam z serca na zajęcia jogi i kształtowania sylwetki.
Autor tekstu: mgr Luiza Szarecka
Na pytanie odpowiadała: mgr Luiza Szarecka
Pytali: Sabina Włodek i Leszek Mańka
Na pytanie odpowiadała: mgr Luiza Szarecka
Pytali: Sabina Włodek i Leszek Mańka
© 2022 Centrum Symulacji Medycznej UM w Lublinie